Krzysztof Buszman w podziemiach kościoła gimnazjalnego


15 listopada w podziemiach kościoła gimnazjalnego można było posłuchać wierszy Krzysztofa Buszmana. Był to kolejny punkt programu Jesiennych Impresji z Muzeum Janusza Trzebiatowskiego.


Pogoda taka, że nie chciało się nosa wychylać na zewnątrz, ale w podziemiach nieoczekiwanie tłumnie. Czy to czar poezji, czy chęć bycia razem wbrew listopadowej depresyjnej aurze? Poetę przedstawiła prowadząca z nim spotkanie Adriana Połom, a potem już on sam brał tomik za tomikiem i czytał swoje wiersze. Ma ich ponad tysiąc, trochę w szufladzie. Poza tym zapisuje też „złote myśli”. Tomików na koncie ze 12. Na tyle interesujących, że pochlebne opinie o jego pisaniu wydawali m.in. Agnieszka Osiecka czy Katarzyna Gaertner. Chętnie deklamowali jego wiersze znani polscy aktorzy, jak Krzysztof Kolberger czy Ignacy Gogolewski, muzykę pisali do nich wybitni kompozytorzy, m.in. Włodzimierz Korcz czy Jerzy Satanowski.

Buszman, pan po pięćdziesiątce, wygląda trochę jak hipis (ale zadbany), trochę jak Chrystus (ale inaczej odziany), głos ma pięknie modulowany i jak czyta, to trafia do słuchaczy (co jest raczej rzadkością, bo na ogół poeci robią krzywdę swoim wierszom, gdy sami mozolą się nad ich wysłowieniem). Jego wiersze nawiązują do klasycznych wzorców i są rymowane, więc ich „śpiewność” jest jakby naturalna. Zresztą sam poeta wyznał, że on nad wierszami raczej nie pracuje, one same wyskakują mu z głowy i nie wymagają na ogół żadnej obróbki. O czym pisze? Z upodobaniem o powinnościach człowieka, o jego marzeniach i przeznaczeniu. Jest trochę moralizujący, jakby chciał przypomnieć, że homo sapiens to jednak zobowiązanie do stawiania sobie wysoko poprzeczki. Jego wiersz „Takim być” trafił nawet do podręczników. Pomiędzy jednym wierszem a drugim był czas na trochę opowieści o sobie. Dowiedzieliśmy się więc, że trochę czasu spędził w Anglii i tam miał zaszczyt czytać swoje wiersze prezydentowi Ryszardowi Kaczorowskiemu (a ten najbardziej lubił tekst „W moim kraju...”), że na pięćdziesiątkę zafundował sobie podróż życia - wziął plecak i ruszył w trasę, by odwiedzić 50 miast, w których jeszcze nie był; że brał lekcje czytania u Kolbergera i poszło mu aż za dobrze, bo leciał „Kolbergerem” ...

Tomiki i płyty można było nabyć, a autor chętnie wpisywał dedykacje, miał też czas na chwilę pogawędki.

Tekst i fot. Maria Eichler

(c) 2024 - Wszelkie prawa zastrzeżone